Tym prostym tytułem możemy podsumować cały film. Jest to historia życia biegacza olimpijskiego, Louisa Zamperini, który podczas drugiej wojny światowej trafia do japońskiej niewoli.

Louis pochodzi z rodziny włoskich imigrantów, którzy wyruszyli do USA w poszukiwaniu chleba, dobrobytu i z nadzieją na lepsze życie. Od najmłodszych lat był szykanowany przez rówieśników, do czasu, gdy jego starszy brat odkrywa niezwykły talent drzemiący w buńczucznym młodzieńcu. Nasz bohater zaczyna biegać, zdecydowanie szybciej i z większą determinacją niż reszta zespołu, co doprowadza go do Olimpiady w Berlinie. Niestety radość nie trwa wiecznie, bowiem Louis zostaje wcielony do armii i tutaj rozpoczyna się drugi, decydujący akt przedstawionej historii.

Z oczywistych względów nie chcę zdradzać całej fabuły, ale Angelina Jolie, która jest reżyserem owego filmu, wzięła sobie do serca jedną maksymę, którą rzuca w nas średnio co 20 minut filmu. Według niej, miało to chyba na celu podkreślanie istoty wytrwałości, honoru i walki za wszelką cenę, a według mnie niepotrzebnie sprowadzało widza do miana niekumatego wyżeracza popcornu, który najwidoczniej jest za głupi, by zrozumieć za czwartym razem.

Zarówno podczas scen w latach młodości, późniejszych perypetii wojennych i wieńczącego film aktu w japońskim obozie, reżyserka wpajała nam, że jedynie siła ducha, wytrwałość, nie poddawanie się i walka z własnymi słabościami są jedynym sposobem na sukces.

Nie zrozumcie mnie źle, przedstawiona historia oparta jest na faktach i są one równie przerażające co niesamowite, ale postawa Louisa jest czasami irracjonalna i widz nie do końca potrafi mu współczuć. Na próżno szukać tu patosu produkcji wojennych, napięcia thrillerów i łez płynących po policzkach kiedy ogląda się dramat. Niezłomny to hybryda paru gatunków, przez co traci na własnej osobowości.

Wbrew pozorom historia nie jest skomplikowana i gros scen odbywa się w tych samych lokacjach, ale nieco chaotyczna gra aktorska głównego bohatera nie pozwala do końca wczuć się w klimat filmu.

Niezłomny nie jest filmem złym, jest za to produkcją z niezbyt jasno nakreślonym celem, przez co sam traci na atrakcyjności. Sam złapałem się na tym, że już po wyjściu z kina nie mogłem wskazać jednej sceny, która by mną wstrząsnęła, zachwyciła mnie lub zmusiła do większej refleksji. Jeśli uwielbiacie dramaty wojenne, filmy o jeńcach lub szukacie niezobowiązującej historii, której scenariusz pisało życie – to ten film może okazać się wartym uwagi.

Z pełnym żalem muszę jednak przestrzec, że jeśli zobaczycie ten film w domu, to wiele nie stracicie, a wersje na DVD i Blu-ray powinny pojawić się na przełomie marca i kwietnia. Co ciekawe, film nieźle zarabia w kinach na całym świecie i w dniu kiedy piszę ten wpis, ma na swoim koncie prawie 100 milionów dolarów zarobku.

Studio się cieszy, bo film się zwrócił i zarobił, Angelina się cieszy, bo to kolejny sukces reżyserski, a ja się cieszę, bo to kolejny film o drugiej wojnie światowej. Szkoda tylko, że taki bezpłciowy.

CINEMACITY

Za możliwość zobaczenia filmu dziękuję rybnickiemu Cinema City, które zaprosiło mnie na seans.

Zostaw odpowiedź

Twój e-mail nie zostanie opublikowany