Z racji tego, że z Mateuszem jesteśmy już doświadczonymi podróżującymi koleją (wyjeżdżone około 300 godzin rocznie na osobę), chcielibyśmy podzielić się z Wami naszymi przemyśleniami po testowaniu nowego typu pociągu w Polsce – Pendolino. Jest to najnowszy i najdroższy nabytek PKP Intercity a zarazem najszybszy poruszający się po Polsce pociąg. Kursuje on na połączeniach z Warszawą i łączy stolicę z Trójmiastem, Wrocławiem, Katowicami i Krakowem. Po wielkiej wpadce, spowodowanej natłokiem ludzi na serwerach, pociągi Express InterCity Premium w końcu ruszyły 14 grudnia 2014 roku. PKP w ramach rekompensaty zwiększyło pulę super tanich biletów, które można było nabyć w kasach lub przez internet. Z Mateuszem wykorzystaliśmy tą szansę i kupiliśmy sobie bilety z Katowic do Warszawy.
Pierwszą rzeczą, jaką rzuciła nam się w oczy, to był duży, czysty i długi skład o smukłych kształtach, ale naszą większą uwagę przykuli ochroniarze, którzy byli rozmieszczeni na całej długości pociągu. Nasunęło nam się pytanie – przed czym go chronią?
Kiedy dotarliśmy do swoich miejsc, od razu zaczęliśmy się rozglądać za tym, w czym ten pociąg jest lepszy od zwykłego Expressu InterCity:
1. Gdy już usiądziesz
Pociąg jest nowoczesnym projektem, który (jeszcze) bije czystością i świeżością. Fotele są obite ładną zielenią i obudowane w porządny plastik, dzięki czemu jeśli chcemy obniżyć swoją pozycję („zsuwając” cały fotel, a nie odginając jedynie oparcie do tyłu) , możemy poczuć się jak w samolotach pierwszej klasy, nie ograniczając przestrzeni tym siedzącym za nami.
2. Bo oświetlony na maksa pociąg to za mało do czytania…
Innym bajerem są lampki do czytania, które nie są usytuowane nad pasażerem, a pomiędzy dwoma fotelami. Jest to jakaś nowość jeśli chodzi design, ale nie testowaliśmy jak się zachowuje światło gdy jeden pasażer chciałby poczytać, a drugi akurat śpi. Nie będzie to nasz jedyny kurs Pendolino, więc przetestujemy je w przyszłości. Możemy za to zdecydowanie stwierdzić, że jest to mocne, wyraziste, LEDowe oświetlenie, z dwiema osobnymi żarówkami i włącznikami na dotyk.
3. Stoliki, czyli miejsce pracy
Jednym z fajniejszych i praktycznych udogodnień jest naprawdę duży stolik (w porównaniu do tego w InterCity, nie wspominając już o TLK). Jest na tyle spory, że bez problemu zmieścił się na nim laptop i parę innych drobiazgów obok (telefon, ciasteczka, chusteczki), jednak jego wyprofilowane zakończenie nie jest czymś do końca przemyślanym. Z jednej strony obłe zakończenie jest zabiegiem projektantów, mającym na celu ochronę podróżującego przed stłuczeniami, które mogą powstać wskutek zawadzenia o ostre kanty, ale jeśli jest to pociąg „biznesowy” (bo na pewno nie turystyczny), to rzeczy wielkości laptopa nie mogą leżeć na równej płaszczyźnie. Przypuszczam, że notebook bez problemu pomieści się razem z daniem serwowanym z wagonu restauracyjnego, ale dla mnie i mojego 17-calowego laptopa, stoliczek ze względu na te zaokrąglone kanty był za mały.
P.S. nie sugerujcie się też „miejscem” na szklankę/kubek/butelkę, gdyż jest ono jedynie „zaznaczeniem”, że możecie coś tam postawić. Napoje i tak nie trzymają się na tym miejscu.
4. Załoga i podróż
Z pewnością każdy z nas wie, jak wyglądają i zachowują się kontrolerzy biletów – tu nie ma większych różnic z wyjątkiem uprzejmości konduktorów. Musiałam parokrotnie prosić o przykręcenie ogrzewania – tak, przykręcenie – to był dla mnie mały szok, kiedy zaczęłam się czuć jak na upalnych wakacjach. Było na tyle gorąco, że moja torba na laptopa stojąca obok grzejnika pomarszczyła się, a ja sama musiałam przysuwać się bliżej Mateusza. Po pewnym czasie osoba „opiekująca się” naszym przedziałem przyszła do mojego miejsca z zapytaniem czy temperatura jest już dla mnie odpowiednia.
Telewizorki dla bajeru – Ci którzy z Was podróżują nowocześniejszymi składami komunikacji miejskich w swoich miastach, mogliście zauważyć, że są one nośnikami wszelakiej reklamy emitowanej w czasie podróży. Na tych ekranach można było zaobserwować zapętloną reklamę InterCity oraz pokaz slajdów „zimowych” zwierząt (Niedźwiedzie polarne, lisy śnieżne, wiewiórki srebrne itp.) czy słówka z języka angielskiego do szybkiej nauki (jak np. w metrze w Warszawie).
Komfort jazdy jest zdecydowanie większy niż w przypadku innych opcji poruszania się po torach naszego kraju. Ruszanie składu jest praktycznie niewyczuwalne – brak jakichkolwiek szarpnięć – to samo tyczy się zatrzymywania na stacjach pośrednich. Jedynie zerkając za okno (które było przyciemnione), można było dostrzec światła stacji i poruszających się po peronach podróżnych.
Innym odczuwalnym aspektem podrózy jest cisza – można zdecydowanie odpocząć od hałasów zewnętrznych, które zwykle przebijają się do wewnątrz składu – stukanie, świst powietrza, mijane inne pociągi, deszcz itp. Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o prędkości – dzięki której dojechaliśmy na miejsce w 2 godziny i 30 minut. Konduktor przez interkom poinformował podróżnych (pochwalił się), że pociąg osiągnął prędkość 200 km/h – jednak jak już wcześniej wspominałam – prędkość ta nie jest odczuwalna dla pasażera – chyba, że wyjrzy przez okno.
Toalety można określić w jednym zdaniu – czyste, jasne i połowę mniejsze od tych w InterCity czy TLK. Ja przez pomyłkę „zwiedziłam” toaletę dla personelu, ale Matt powiedział, że dla pasażerów jest równie mała co w samolocie.
5. Tanie bilety i cała reszta
Jeśli oczekiwaliście nie wiadomo jakich biletów, to muszę Was zmartwić, bo nie różnią się one niczym od tych kupowanych na InterCity czy TLK. Ja przeważnie kupuję bilety on-line co jest dla mnie zdecydowanie wygodniejsze, niż kupowanie w kasach na dworcu (zwłaszcza, że muszę tam specjalnie dojechać). Jedyną różnicą w bilecie jest jego oznaczenie na górze (oznaczenie „EIP”) i długość przejazdu. Dla przykładu mój bilet z Katowic do Warszawy „jedzie” 2 godziny 32 minuty. Zwykłe InterCity jedzie 15 minut dłużej, ale to dopiero teraz, gdy roboty związane z modernizacją torów na wylocie Warszawy zostały zakończone. W trakcie modernizacji przejazd Express InterCity zajmował około 3 godzin i 45 minut.
Jeśli macie zaplanowaną podróż z miesięcznym wyprzedzeniem, możecie kupić bilet „SuperPromo”, który kosztuje dużo taniej, niż taki sam wczesny bilet w InterCity. Ja za swój zapłaciłam (ze zniżką studencką 51%) 24,01 zł w jedną stronę, co jak na długość trasy – prawie 300 km – jest niewiarygodnie tanio. Są 3 „fale” sprzedaży biletów, a im wcześniej dokonacie zakupu, tym większą dostaniecie zniżkę – 10%, 20% i 30%. Cena biletu bez zniżki to 150 zł za bilet normalny w 2 klasie, więc nic dziwnego, że nasz pociąg jechał pusty, co zresztą mogliście zobaczyć na zdjęciach. Warto pamiętać, że biletów nie da się kupić u konduktora, bo bilet „za karę” będzie Was kosztować 650 zł więcej.
Minusem, który niedługo zniknie, jest brak sieci Wi-Fi na pokładzie. Spółka kolejowa obiecuje wprowadzić połączenie na początku tego roku – ale kiedy dokładnie – nie wiadomo.
Na koniec jeszcze wspomnę o tym, że jeśli lubicie „polować” na celebrytów, to Pendolino to teraz jedno z miejsc, gdzie możecie je spotkać. W naszym wagonie zauważyliśmy Jacykowa z kolorowymi skarpetkami, a obok nas przechodzili Eliza i Trybson z Warsaw Shore, którzy wsiedli w Sosnowcu.
Ja osobiście jestem bardzo zadowolona z przejazdu Pendolino i już nie mogę się doczekać kolejnych testów, które można w nim zrobić!
W Japonii stoją takie Pendolina w muzeach ^^.
Przekażę PKP, może kupią i się będą chwalić jakie to nowoczesne kupili!
Jakie jeszcze testy można zrobić w Pendolino??? ;)
Nieczyste :D
Komfort jazdy przy „dużym” stoliku, w przedziałach, w wagonie restauracyjnym, z działającym wi-fi itp. ale podoba mi się tok myślenia Mateusza :D
Przydałby sie taki transporcik na całej kolei w Polsce:(
Zdziwiłam się, że Pendolino nie ma żadnego kursu np. do Poznania – na Zachód Polski.