Właśnie skończyłem Hatred. Grę, z którą miałem styczność przez ostatnie dwa tygodnie i która uświadomiła mi, że w dzisiejszym czasie nie wystarczy zrobić poprawnego tytułu z dobrą grafiką – dziś trzeba dorzucić do mieszanki tonę marketingu. Niestety oprócz wzniecenia nienawiści zwiastunem, Hatred nie ma nam zbyt wiele do zaoferowania.
Nie rozumiem zbytnio ekscytacji i rozentuzjazmowania tłumu faktem, że będzie można wykonywać egzekucje na cywilach, odstrzelić głowę napastnikom, rozerwać ich na strzępy shotgunem lub podpalić miotaczem płomieni i patrzeć jak konają wyjąc wniebogłosy. Wspominałem o wyrżnięciu ludzi na pogrzebie lub domówce? Niektórych to szokowało – dla mnie to był tylko wtorek.
Hatred nie bez powodu ma kategorię PEGI 18. To nie jest gra dla grzecznych dziewczynek, które sobotnie popołudnia spędzają na nabożeństwie, a w niedzielę rano lecą na pierwszą mszę. To również nie jest gra dla facetów, którzy na widok krwi mdleją. To nie jest gra dla wrażliwych ludzi, którzy na widok bezmyślnej wyrzynki ludności cywilnej mogą przez tydzień siedzieć pod prysznicem i dywagować na temat żebraka, któremu zamiast drobnych, zaserwowali śrut. Z metra. W głowę.
Cała ta otoczka nie zmienia faktu, że Hatred to bardzo średnia gra. Poprawna, nie wyróżniająca się niczym szczególnym, ze schematycznym gameplayem i mało wciągającą historią. Nasze zadanie? Zabrać ze sobą do grobu jak największą liczbę istnień. Tylko tyle i aż tyle. O tym jakie kontrowersje budziło Hatred niech świadczy fakt, że aktor użyczający głosu głównemu bohaterowi prosił o anonimowość w obawie przed linczem. Ja i tak stawiam, że był to Jon St. John, który dla wielu jest tylko głosem Duke’a Nukema.
Okłamałbym Was mówiąc, że granie w Hatred sprawiało mi radochę. Nie na co dzień przychodzi mi wykonywać egzekucje na przechodniach, by odzyskać trochę paska życia. Po odjęciu brutalności i kontrowersji, nie pozostaje nic, co mogłoby mnie przyciągnąć do tego tytułu za miesiąc, rok, dwa. Jest to murowany kandydat do przecen i wszelkiej maści bundli, bardziej ciekawostka niż warty dłuższej uwagi twin stick shooter.
Ironicznie na debiut wybrano Dzień Dziecka, więc jak możecie prosto wyliczyć, tekst powstał w nieco ponad dwa tygodnie od premiery. Dziś o Hatred mało kto pamięta. Dziś o Hatred mało kto wspomina. A jeśli już, to stawia ją na równi z Manhuntem i Thrill Kill, które było zbyt brutalne, by zostać wypuszczone na pierwszym PlayStation w legalny sposób. Jeśli taki był zamiar studia Destructive Creations, to zadanie wykonano w 100%. Jeśli jednak chciano stworzyć coś więcej niż tylko średniaczka – chyba czas na analizę sytuacji i nieco mniej krytyczny sposób na jego promocję.
Grę do recenzji podesłał dystrybutor.
Ja tam mam radochę z mordowania, ale zastanawiam się też czy nieco nie za przekory, bo wszyscy podnosili taki lament, iż grający w Hatred z miejsca staną się mordercami ;) Tak jak pisałam, a Ty zdaje się czytałeś, gra ma potencjał, jednak jak na razie nic z niego nie zostało ruszone. Ciekawi mnie mocno, czy Destructive Creations ma zamiar dalej pracować nad tytułem, czy po nie najlepszym jednak przyjęciu, dadzą sobie z nim spokój :)
Z punktu widzenia marketingu i słabych ocen – lepiej zająć się czymś nowym.
Może faktycznie nastąpią jakieś zmiany, skoro całej gry jakimś głośnym sukcesem nazwać nie można, ale pierwszy zamysł był taki, że regularne aktualizacje będą, dodatkowe bronie etc. Nawet co-op.
Z recenzją zgadzam się w stu procentach, gratuluję. Dla mnie takie gry są całkowicie nie na miejscu i stanowią wyłącznie desperacki ruch marketingowy. Jak się nie ma o czym robić gry, to się ją robi na aferę.
Przyjemności z tego żadnej, bo brak fabuły powoduje całkowity bezsens tego latania i zabijania.
Liczyłem na godnego następce oryginalnego Postala. Dostałem biedronkową wersje, która grzeszy wyłącznie zastosowaniem świetnego silnika Unreal 4(fizyka <3), ciekawym art stylem i brutalnością nie przekraczającą standardów Hollywood.
Gameplay nudny (brak ciekawych scenariuszy z oryginalnego postala), mechanika regeneracji żmudna i wymuszająca te finishery(apteczki byłyby lepsze) i opisy menu godne pożałowania (te fantazyjne nic nie mówiące opcje). Money grab w najczystszej postaci. Miejmy nadzieje, że pieniądze posłużą stworzeniu czegoś ciekawego przy następnym tytule skoro opanowali U4.
Sporo tu filtrów maskujących, obawiam się, że w pełnym kolorze ta gra wyglądałaby jeszcze gorzej. Niech zatrudnią lepszych grafików i animatorów, to może coś wygrzebią z kolejnej gry.